-Malfoy!
-Granger? -odpowiedział zdziwiony po czym zaraz się
złośliwie uśmiechnął.
Z jednej strony chłopak cieszył się ,że jechał na weekend. O
Merlinie! Weekend bez Zabiniego to cud. Jego zawsze wszędzie gdzieś słychać. To
samo było z Granger..
-Nie mów mi ,że to TY masz jechać ze mną do moich
rodziców!-krzyknęłam nie wiedząc czy to było pytanie do tlenionego czy raczej
do siebie.
-Hmmm. Granger, zaczynam się o Ciebie martwić. Na prawdę
trzeba iść z tobą do tego lekarza od oczu..
-Okulisty
-Nie ważne!- mruknął.
Czy Ona zawsze musi wszystko wiedzieć? Cholerna Gryffonka!
-No to ten.. to idziemy do Profesor McGonagall?
-Ta, lepiej chodźmy już.
Droga do gabinetu dyrektorki minęła w ciszy.
Raz tylko chłopak podłożył mi umyślnie nogę, przez co bym
wylądowała na zimnej podłodze.
Jednak chłopak nic sobie nie robił z tego ,że mogło mi się
coś stać.
On się po prostu śmiał w najlepsze.
- Piertotum Locomotor
-No przecież nikt by się nie domyślił- mruknął Malfoy po
czym udał się za mną.
Przed drzwiami lekko w nie zastukałam.
-Proszę! -dobiegł Nas głos opiekunki Gryffindoru.
-O Panna Granger.. I PAN MALFOY? Czego Panicz tu szuka? –prawie
wykrzyczała profesorka
-Zdaje mi się ,że wybieram się na Weekend do Hermiony.
Profesorka przez chwilę nie mogła wydobyć z siebie słowa.
Profesorka przez chwilę nie mogła wydobyć z siebie słowa.
-Hermiono! Czy tto prrawdaa?-zająknęła się Profesorka.
-Niestety tak, Pani Profesor.- uśmiechnęłam się słabo.
-No dobrze,dobrze.. - Nadal nie mogła sobie tego poukładać w
głowie.
-Waszym świstoklikiem jest ten wisiorek -powiedziała po czym
wskazała na leżący na stoliku wisiorek.
-Dobrze Pani Profesor.. - na co Profesorka tylko kiwnęła
głową.
-Czy.. mogę zamienić dwa słowa przed wyjazdem z Panną
Granger, Panie Malfoy?
-Tak. - i już go nie było.
-Hermiono... czy Ty wiesz co Ty robisz?
-Ja.. myślę ,że tak.
-No dobrze,dobrze.. uważaj na Niego.
-Dobrze.
Kiedy Malfoy wszedł do gabinetu ona tylko kiwnęła na start,
i poczułam jak
w moim żołądku zatacza się wielkie koło.
Dotarliśmy.
Teraz staliśmy przed nie dużym białym domkiem, przed którym
był piękny ogród o które jej Matka już bardzo dobrze wiedziała jak zadbać.
Draco jak i sama Hermiona troszkę się stresowali.
Co powiedzieć?
Co robić, by wszystko było dobrze?
Wielka niewiadoma ogarnęła tych dwóch uczniów.
Kiwnęłam do chłopaka ,żeby szedł za mną.
Zapukałam lekko w drzwi, a w nich ukazała się roześmiana
postać mojej Matki.
-Witajcie! -krzyknęła roześmiana.
-Cześć ,Mamo. - przytuliłam ją na powitanie.
-Dzień Dobry, Pani Granger. – po czym szelmancko ucałował
rękę mojej Mamy.
Gdyby nie to ,że ON jest taki przystojny to pewnie by nawet
nie zareagowała. Ale jako ,że jest to MOJA MATKA stała teraz z ręką lekko
uniesioną przy twarzy cała czerwona.
Ohh, jak ja to dobrze znam!
Jednak nie tylko ja zauważyłam rumieniec który wkradł się na
policzki mojej Mamy.
Zauważył to też ten przeklęty Ślizgon który widząc to od razu
się uśmiechnął.
I ja i on wiedzieliśmy ,że moją matkę owinął sobie tym
jednym gestem w mały paluszek.
Zapewne gdyby poprosił mnie tu i teraz o rękę.
Ona by się natychmiast zgodziła.
Co za żarty!
-Hermiono. Może przedstawisz mi swojego przyjaciela?
-zapytała ostrzegawczo Matka.
-A co on mówić nie umie? -zapytałam i na mojej twarzy
pojawił się niespodziewanie.. firmowy uśmieszek Malfoya! No nie.
Chłopak lekko się zdziwił widząc Gryfonkę z "tym"
uśmiechem.
Jednak było jej z nim do twarzy.. całkiem całkiem.
-Hermiono!-krzyknęła półgłosem Matka.
No tak.
Sprzeciwiająca się doskonała córeczka? Coś niemożliwego.
-Draco Malfoy.-powiedziałem ze skinieniem głowy.
-No dobrze.. dobrze to Hermiono zaprowadź teraz Draco do
sypialni.
-A gdzie on będzie spał Mamo?
-Koło Ciebie.No bo Przecież Ciocia Annie jest w ciąży. A po
za tym wątpię byście dziś szli spać.
Przecież będzie też Patrick.
-A on ,gdzie będzie spać?
-Dziś będziecie wszyscy u ciebie a jutro Draco wraca do
pokoju obok Ciebie.
-Razem?Wszyscy razem?-wydukałam.
-No tak. Porozkładamy materace i poduszki jak w tamtym roku
pamiętasz?
-Mamo ale wtedy..
-Skończ.
-Dobrze..
-Chodź.-warknęłam.
-Hermiona!
-No co?!
-Bądź milsza!
-No właśnie, Hermiono milej. -wydusił tłumiąc śmiech Malfoy.
-Stosunki córka z Matką nie są dla Ciebie zbytnio idealne?
Co Granger?
Jednak nie dostałem odpowidzi na to pytanie gdyż gryfonka
pobiegła w ramiona swojego Ojca. Widać ,że miała z Nim lepszy kontakt niż z
Matką.
Córeczka tatusia można powiedzieć.
-Tata!-zawołam.
-Córcia! Skarbie puść mnie, bo mnie udusisz!-zachichotał.
-Przepraszam.- powiedziałam znów się rumieniąc.
-Tato,to jest Draco. Draco Malfoy. Też jest czarodziejem.
-Siemka- powiedział Tata na co Draco się zdziwił czy aby na pewno
mówi do niego.
-Draco, luz. Mój Tata już taki jest. -zaśmiałam się z
reakcji Malfoya.
-Ahh. Dzień dobry.. panie..
-Alan. Mów mi Alan.
Obydwoje uścisnęli sobie dłonie a Draco widząc jaki
sympatyczny jest Ojciec Hermiony i teraz już wiedząc reakcję Hermiony na widok
Taty uśmiechnął się radośnie.
-No to.. Mionko wy jesteście razem?-zapytał lekko speszony
Ojciec.
Spojrzeliśmy jednakowo na siebie z Malfoy'em i zaczęliśmy
się histerycznie śmiać.
-Czy.. ja powiedziałem coś nie tak?
-Nie po prostu.. Nie ,tato nie jesteśmy razem-wykrztusiłam
nadal śmiejąc się.
-No dobrze, a teraz lećcie bo za pół godziny przyjedzie po
Was John.
-A w porządku.
Draco był lekko zdziwiony widząc pokój Panny Granger.
Zaraz koło drzwi oczywiście wielki regał z książkami z
każdej dziedziny. Nie dziwił mnie ten widok. Każdy czarodziej na świecie który
znał albowiem słyszał o Pannie Granger wiedział ,że ona wprost pochłania
książki.
Pod oknem stało wielkie łóżko- dwuosobowe a na ścianie obok
łóżka były lampki a pod nimi mnóstwo zdjęć. Przybliżyłem się z ciekawości
bliżej ściany i ujrzałem tam wiele
ruszających się zdjęć ,i kilka zwykłych.. bez.. żadnego ruchu? Co?
-To są mugolskie zdjęcia. One się nie ruszają.-wyjaśniła
krótko Granger.
Na zdjęciach było oczywiście dużo Pottera,Weasleya.. a to co
było na jednym z nich.. zamurowało mnie.
Czy.. tam byłem ja?
Na Salazara to nic ,że to ja.. ja się uśmiechałem.. nie było
nic żadnej maski.. to był mój prawdziwy śmiech.
-Jeżeli Ci to przeszkadza to mogę zdjąć..-skrępowała się
Gryfonka widząc w co się wpatruje.
-Nie.. po prostu.. Skąd. Je. Masz. -wyrzuciłem poprzez
zaciśnięte usta.
-Ja.. pod koniec piątego roku Collin sprzedawał zdjęcia z
całego roku.
A jako ,że wpadłam na pomysł ze zrobieniem t e g o kupiłam
wszyskie.
A ,że było tam i twoje no to cóż miałam zrobić jak brakowało
mi jednego?
-Ah.. no tak. Dobra a więc.. gdzie mój pokój?
Gryfonka wskazała na drzwi obok.
No świetnie. Znów blisko siebie. Normalnie jak to mówią mugole?
Ah, tak CZAAAD.
* * *
Nie minęło pół godziny a ja byłam już przygotowana.
Na dworze było dość zimno więc ubrałam się w gruby sweter i
zwykłe spodnie.
Włosy związałam w wysokiego kucyka.
No. I to by było na tyle.
Teraz tylko trzeba iść po Malfoya.
Zapukałam do drzwi jego chwilowego zamieszkania.
A w drzwiach niczym strzała pojawił się tleniony.
Gdy zobaczyłam w co jest ubrany zaczęłam się histerycznie
śmiać.
A on patrzył na mnie wzrokiem jak gdybym byłą osobą
psychiczną z lekko uniesioną brwią.
-Z głową wszystko dobrze? - zapytał kpiąco Malfoy.
-O to to raczej ja ciebie powinnam zapytać!-wydusiłam
poprzez śmiech.
Przecież to nie ja ubrałam się tylko w koszulkę z krótkim
rękawem ,przecież my będziemy na zewnątrz!
-Debilu, idź się przebrać bo się przeziębisz!
-Ooo. A od kiedy to ty Granger się o mnie tak zamartwiasz
,co?
-Od teraz.
Po tym co usłyszał od dziewczyny jego usta ułożyły się w
kształcie literki "o".
Czy to była prawda?
A może ona sobie robi z niego jaja po prostu?
Boże, co za dziewucha!
Nawet nie wiem gdzie my idziemy!
Cholera!
* *
*
Czy ja to naprawdę powiedziałam?
Jeżeli tak to jestem chora umysłowo.
Ba! Ja jestem chora umysłowo!
Jeżeli tak to jestem chora umysłowo.
Ba! Ja jestem chora umysłowo!
Kilka minut później na przystanku autobusowym..
-Kretynie! Stój!
-Nie! Obraziłaś mnie. Znowu – powiedział naburmuszony Draco.
-Nie przesadzaj! A po za tym od kiedy ty się tak przejmujesz moim zdaniem co?
-Od teraz.
Na twarzy dziewczyny utworzył się czerwony rumieniec zdumienia.
I sam Draco Malfoy nie mógł nie powiedzieć ,że nie wygląda pięknie z tym swoim rumieńcem pasującym do jej czerwonej niczym truskawka kurtki.
Nagle podjechał czarny samochód.
Ktoś otworzył drzwi od środka i musieli błyskawicznie niczym puma wsiąść do pojazdu bo zaraz za nimi na przystanek chciał wjechać autobus z numerkiem „24”
Gdyby nie Hermiona ,to Draco nawet nie wiedziałby jak nazywa się ten mugolski pojazd.
-Dzień Dobry – mruknął grzecznie Draco
-Cześć wujek – powiedziała promiennie Hermiona
-Cześć dzieciaki.
Draco zauważył osobę siedzącą przy oknie pod kapturem.
A więc to pewnie Patric? Patriko? A nie ważne..
-Słuchajcie, jest 14:34 niestety przyjechać po Was nie przyjadę.. no wiecie jak to jest.-zaśmiał się kierowca. – W każdym razie tramwaj i autobus jest niedaleko więc jakoś sobie poradzicie.
Kiwnęliśmy głowami na znak potwierdzenia.
-No to wysiadajcie. Tylko błagam. Przyjdźcie z wszystkimi zębami, okej?- znów zaśmiał się tym razem cieplej.
-Draco, no chodź!
-Idę ,idę..
-Bawcie się dobrze! – i tyle po nim.
-Granger możesz mi powiedzieć gdzie my do cholery jesteśmy?
-No więc.. jesteśmy na lodowisku.
-Gdzie?
-Nie mów ,że nie jeździłeś nigdy na łyżwach.. – brązowooka była bliska wybuchu śmiechu. – A może na rolkach? – tym razem nie wytrzymała wybuchła śmiechem niczym czajnik z gorącą wodą.
Ja tam nie widziałem w tym powodu do śmiechu.
-Dobra, chodź. Nauczymy cię jeździć.
-Sam się nauczę! To pewnie łatwizna! – powiedziałem nie upuszczając z tronu przypadkiem swojej dumy.. jednak nie zdawałem sobie sprawy co ja pieprzę.
Kilka minut później..
-Malfoy? Jaki masz rozmiar buta?
-eee, co?
-Jaki masz rozmiar buta? – zapytała już zniecierpliwiona.
-Granger. Jaja sobie ze mnie robisz? Ja mam buty robione na miare!
Po wypowiedzeniu tego zdania kilka osób spojrzało na mnie jak na upośledzonego.
-Dobra, po proszę te same co chłopak przed nami.
Sprzedawczyni podała jej jakieś dziwne buty z czymś ostrym i metalowym na końcu.
-Co to..
-To są łyżwy. Załóż.
Łyżwy były w sam raz. Nie za duże, nie za małe.
Ale ,że niby jak ja mam w tym chodzić?
Spojrzałem na Gryfonkę która była już do czegoś gotowa.
-I co my sobie mamy tak w tym chodzić? – dziewczyna uśmiechnęła się do mnie i westchnęła.
Złapała mnie za rękę. I nie powiem ,że mnie to nie zdziwiło. Bo zdziwiło.
Dziewczyna otworzyła jakieś ogromne drzwi i pociągła mnie za sobą.
Byliśmy teraz na zewnątrz.
Rzeczywiście było zimno, jednak nie zauważyłem tego po sobie a po niej.
Po tej drobnej dziewczynie z brąz lokami na tę chwilę bladą cerą i mocno aż do krwi zarumienionymi policzkami.
Ma za swoje!
A mnie wyzywała.
A sama szalika zapomniała.
Zrobiło mi się jej szkoda.
Tak.
Draconowi Lucjuszowi Malfoyowi zrobiło się kogoś szkoda.
W dodatku "kogo".
Zrobiłem coś co nieco dziwiło dziewczynę.
No dobra może przesadziłem z tym „nieco”
Ona była przerażona.
Przerażona tym ,że poświęciłem swój szalik dla niej.-Nie! Obraziłaś mnie. Znowu – powiedział naburmuszony Draco.
-Nie przesadzaj! A po za tym od kiedy ty się tak przejmujesz moim zdaniem co?
-Od teraz.
Na twarzy dziewczyny utworzył się czerwony rumieniec zdumienia.
I sam Draco Malfoy nie mógł nie powiedzieć ,że nie wygląda pięknie z tym swoim rumieńcem pasującym do jej czerwonej niczym truskawka kurtki.
Nagle podjechał czarny samochód.
Ktoś otworzył drzwi od środka i musieli błyskawicznie niczym puma wsiąść do pojazdu bo zaraz za nimi na przystanek chciał wjechać autobus z numerkiem „24”
Gdyby nie Hermiona ,to Draco nawet nie wiedziałby jak nazywa się ten mugolski pojazd.
-Dzień Dobry – mruknął grzecznie Draco
-Cześć wujek – powiedziała promiennie Hermiona
-Cześć dzieciaki.
Draco zauważył osobę siedzącą przy oknie pod kapturem.
A więc to pewnie Patric? Patriko? A nie ważne..
-Słuchajcie, jest 14:34 niestety przyjechać po Was nie przyjadę.. no wiecie jak to jest.-zaśmiał się kierowca. – W każdym razie tramwaj i autobus jest niedaleko więc jakoś sobie poradzicie.
Kiwnęliśmy głowami na znak potwierdzenia.
-No to wysiadajcie. Tylko błagam. Przyjdźcie z wszystkimi zębami, okej?- znów zaśmiał się tym razem cieplej.
-Draco, no chodź!
-Idę ,idę..
-Bawcie się dobrze! – i tyle po nim.
-Granger możesz mi powiedzieć gdzie my do cholery jesteśmy?
-No więc.. jesteśmy na lodowisku.
-Gdzie?
-Nie mów ,że nie jeździłeś nigdy na łyżwach.. – brązowooka była bliska wybuchu śmiechu. – A może na rolkach? – tym razem nie wytrzymała wybuchła śmiechem niczym czajnik z gorącą wodą.
Ja tam nie widziałem w tym powodu do śmiechu.
-Dobra, chodź. Nauczymy cię jeździć.
-Sam się nauczę! To pewnie łatwizna! – powiedziałem nie upuszczając z tronu przypadkiem swojej dumy.. jednak nie zdawałem sobie sprawy co ja pieprzę.
Kilka minut później..
-Malfoy? Jaki masz rozmiar buta?
-eee, co?
-Jaki masz rozmiar buta? – zapytała już zniecierpliwiona.
-Granger. Jaja sobie ze mnie robisz? Ja mam buty robione na miare!
Po wypowiedzeniu tego zdania kilka osób spojrzało na mnie jak na upośledzonego.
-Dobra, po proszę te same co chłopak przed nami.
Sprzedawczyni podała jej jakieś dziwne buty z czymś ostrym i metalowym na końcu.
-Co to..
-To są łyżwy. Załóż.
Łyżwy były w sam raz. Nie za duże, nie za małe.
Ale ,że niby jak ja mam w tym chodzić?
Spojrzałem na Gryfonkę która była już do czegoś gotowa.
-I co my sobie mamy tak w tym chodzić? – dziewczyna uśmiechnęła się do mnie i westchnęła.
Złapała mnie za rękę. I nie powiem ,że mnie to nie zdziwiło. Bo zdziwiło.
Dziewczyna otworzyła jakieś ogromne drzwi i pociągła mnie za sobą.
Byliśmy teraz na zewnątrz.
Rzeczywiście było zimno, jednak nie zauważyłem tego po sobie a po niej.
Po tej drobnej dziewczynie z brąz lokami na tę chwilę bladą cerą i mocno aż do krwi zarumienionymi policzkami.
Ma za swoje!
A mnie wyzywała.
A sama szalika zapomniała.
Zrobiło mi się jej szkoda.
Tak.
Draconowi Lucjuszowi Malfoyowi zrobiło się kogoś szkoda.
W dodatku "kogo".
Zrobiłem coś co nieco dziwiło dziewczynę.
No dobra może przesadziłem z tym „nieco”
Ona była przerażona.
Przerażona tym ,że zrobiłem to by nie zmarzła.
Przerażona tym ,że zrobiłem coś dla n i e j
Przerażona tym.. ,że zrobiłem coś dobrego?
Kiwnęła do mnie głową z tajemniczym uśmiechem, po którym wspięła się na palce ,bo mimo tego że łyżwy dodawały jej wzrostu nadal była niższa. Dziewczyna wspięła się na palce i swoimi ciepłymi wargami już po raz drugi cmoknęła mój policzek.
Zatkało mnie.
-No dobra Malfoy! Koniec tego lenistwa (?) ! Pora nauczyć Cię jeździć.
-Sam siebie nauczę! –prychnąłem.
-Ah, tak? No dobra. To chodź.
Granger jak gdyby nigdy weszła na lód.
Weszła jak gdyby to nie był lód.
Poszedłem w jej ślady.
No powiedzmy ,że mi troszkę nie wyszło.
A konkretniej.
Leże właśnie na tyłku na lodzie przed zgiętą w pół Granger która śmieje się do szpiku kości.
Uspokoiła się.
Podała mi rękę.
Ah.. taka cwana jesteś?
Przyjąłem rękę jednak nie podniosłem się.
Nie,nie.
Nie ma tak dobrze.
Pociągnąłem ją w swoją stronę.
Jednak zapomniałem ,że ta oto Gryfonka zamiast wylądować na zimnym i twardym lodzie będzie miała mięciutką poduszkę a mianowicie – mnie.
Szlag.
________________________________________________________
Witam wszystkich serdecznie!
Jako że nie było mnie tu dość długo macie tu najdłuższy
rozdział jaki powstał w mojej "karierze" ,aha.
Nie wiem, czy jest okej ,czy nie jest okej.
No ale.. jest.
Błagam.
Błagam na kolanach.
Dodawajcie swoje opinie w postaci komentarzy bądź na priv
Dobre czy złe ale są.
Pozdrawiam.